REJESTR ZBOCZEŃCÓW

Krzysztof K. z Raczkowa/Wągrowca

Z okazji 77. rocznicy urodzin Krzysztofa Krawczyka mam dla Was, moi drodzy Czytelnicy, tekst o niejakim Krzysztofie K. z Raczkowa. Wraz z tym wpisem zapraszam na „Czas pełen Krzysztofów Krawczyków”, podczas którego przedstawię Wam jeszcze dwóch Krzysztofów K. Zapraszam do lektury (i parostatkiem w piękny rejs)! A tych wrażliwszych przepraszam za mój tragikomizm. ( ͡~ ͜ʖ ͡°)


Krzysztof K. urodził się w 1985 roku w Wągrowcu, niewielkim mieście w województwie wielkopolskim. Kryty eternitem, rodzinny dom Krzycha – jak nazywali go matka – stał 25 kilometrów dalej. Wieś Raczkowo to kilkanaście domów ustawionych w szeregu po obu stronach drogi. Od dekad liczba mieszkańców nad Małą Wełną wahała się od stu do stu kilkudziesięciu osób. Wszyscy się tu znają, wiedzą o sobie wszystko. Wiedzieli też, że młodszego z synów państwa K. pociągają dziewczynki nie starsze niż 11-letnie.

– Urodził się ładny, rósł dobrze. Ale gdy miał iść do szkoły, okazało się: opóźniony

– opowiadała matka Krzycha dziennikarce Newsweek’a. Chłopiec odstawał od rówieśników intelektualnie. Był wycofany, cichy i zamknięty w sobie. Udało mu się zdobyć jedynie wykształcenie podstawowe. W domu K. się nie przelewało, co można było dostrzec po ubiorze ich dzieci. Stary dom z kuchnią węglową, z wychodkiem na zewnątrz. Zimą rodzina załatwiała swoje potrzeby fizjologiczne do wiadra. Krzychu nie chodził z kolegami na dyskoteki, żadnej „narzeczonej” też nigdy nie przedstawił rodzicom. Czas spędzał w domu, nie oddalał się zbyt daleko. Czasem tylko jeździł rowerem po okolicy. Później matka kupiła mu motorek, przez co popadła w długi.

Krzysztof pierwszy raz napadł na dziecko, gdy miał zaledwie 15 lat. Ofiarą była 9-latka z jednej z sąsiednich wsi. Nastolatek trafił za to do zakładu poprawczego na blisko dwa lata. Ponownie zaatakował w marcu 2002 roku, krótko po opuszczeniu poprawczaka. I tym razem celem pedofila padła się 9-latka. Tego dnia jechała rowerem, do domu miała nie dalej niż kilometr. Było wciąż jasno, gdy 17-letni wtedy Krzysztof ruszył za nią swoim dwuśladem. „Przemocą polegającą na przytrzymywaniu rękoma oraz zakrywaniu dłonią ust doprowadził [tutaj imię i nazwisko dziewczynki] do poddania się innej czynności seksualnej w ten sposób, że [po] rozebraniu pokrzywdzonej dotykał jej organów płciowych rękoma i zmuszał do patrzenia na własne obnażone narządu płciowe i na własny akt masturbacji”. Niespodziewanie na drodze pojawił się samochód, co spłoszyło zboczeńca.

– Dobrze, że tylko tak się skończyło

– mówiła reporterowi TVN24 jedenaście lat później matka pokrzywdzonej.

– Córka przyjechała do domu wtedy wystraszona, pamiętam… I pamiętam, że miała bardzo mokre spodnie i wszystko miała mokre. Wiadomo, od czego…

– wypominała ten dzień kobieta. Po zajściu ojciec dziewczynki ruszył na wieś szukać sprawcy, by samemu wymierzyć sprawiedliwość. Nie znalazł. Sprawa została zgłoszona na policję. Jesienią tego samego roku w Sądzie Rejonowym w Gnieźnie Krzysztof K. usłyszał wyrok trzech i pół roku więzienia.

Na wolność wyszedł 29 października 2005 roku. Niecałe dwa miesiące po opuszczeniu murów więzienia zaciągnął 9-latkę pod most. Było trzy dni przed wigilijną kolacją. „Doprowadził małoletnią [tutaj imię i nazwisko dziewczynki] do poddania się innej czynności seksualnej w ten sposób, że stosując przemoc fizyczną w postaci przytrzymywania rękoma za plecak zawieszony na ramionach pokrzywdzonej oraz grożąc zgwałceniem pokrzywdzonej doprowadził [tutaj imię i nazwisko dziewczynki] do stanu bezbronności, a następnie zsunął jej majtki i dotykał ręką stref erogennych oraz dotykał ręką w okolicach piersi pokrzywdzonej, a także wymusił na niej aby wzięła do rąk członka Krzysztofa K. i onanizowała go, doprowadzając do wytrysku nasienia”. Wtedy, w Skokach również wystraszył go przypadkowy świadek. Tym razem, Sąd Rejonowy w Wągrowcu skazał K. na sześć lat pozbawienia wolności. Wyrok obejmował kare łączna za m.in. stosowanie gróźb pozbawienia życia w stosunku do pokrzywdzonej. 20-letni wówczas Krzysztof K. chciał zmusić dziewczynkę, by nie zawiadamiała organów ścigania.

Orzeczona kara miała odbyć się w systemie terapeutycznym dla osób z zaburzeniami preferencji seksualnych. Po zakończeniu odsiadki Krzysztof K. miał być oddany pod dozór policyjny, co oznaczało dla niego obowiązek stawiania się dwa razy w tygodniu na komisariacie w Skokach. Środek zapobiegawczy miał obowiązywać przez pięć lat. Jak w poprzednim przypadku, skazany miał kilkuletni zakaz kontaktowania ze swoją ofiarą, zlizania się do niej oraz jej domu i szkoły.

Rodzice Krzysztofa tęsknili za synem, nie mieli jednak możliwości, by odwiedzić go w Zakładzie Karnym w Rzeszowie. Paczki, papierosy i kawę słali tylko od święta. Skromne, bo w domu bieda i czasem nawet zimę musieli przeżyć bez węgla. Matka kiedyś pracowała w szpitalu jako sprzątaczka. Nie dostała emerytury, żyli z mężem z jego świadczeń. On niewidomy, prawie głuchy. By cokolwiek usłyszał trzeba było krzyczeć mu wprost do ucha. Krzysztof do Raczkowa wrócił dwa dni przed Bożym Narodzeniem 2011 roku. Cała wieś miała się na baczności i chyba tylko rodzice mężczyzny żywili nadzieje, że tym razem będzie inaczej. Dwa lata wcześniej zmarł ich starszy syn, nadzieję pokładali już tylko w Krzychu.

Po powrocie do domu nie chciał opowiadać o więzieniu. Wspomniał tylko, że obiady były słabe. Zdawało się, że próbuje na nowo ułożyć sobie życie. Znalazł pracę w pieczarkarni i – zdaniem matki – został wyleczony z pedofilii. Kobieta w wywiadzie z Małgorzatą Święchowicz mówiła, że myślała, że „Krzychu dostał pastylki i już będzie dobrze”. Wspominała, że wstawał o 5.30, sprzątał po ojcu wiaderko, robił śniadanie i jechał do przetwórni, gdzie miesięcznie zarabiał 1400 zł. Wracał późno, jadł kolację i kładł się spać. Nakręcił mamie papierosów na zapas, obiecał, że odnowi stary płot. Kobieta liczyła, że ustatkuje się, a ona będzie miała wnuki.

Ilekroć jechał do pracy w pieczarkarni, przyjeżdżał do sklepu, gdzie pracowała jedna z jego ofiar. 21-letnia wówczas kobieta bez słowa podawała mu Kuflowe Mocne i drżała, by jak najszybciej wyszedł. Krzysztof najprawdopodobniej nie widział, że to właśnie ją zrzucił z roweru jedenaście lat temu na wiejskiej drodze.

Krzysztof K.; gov.pl

W piątek, 24 maja 2013 roku Krzysztof jak co dzień cały dzień spędził w pracy. Około 17.00 [według innego źródła było to o godzinie 19.00] wyszedł stamtąd bez słowa. Po 21.00 kilka osób stojących na moście dzielącym Jagniewice i Blżyce, zauważyło idącą boso przez błoto dziewczynkę. Miała na sobie tylko jedną skarpetkę, majtki i koszulkę, w dłoniach trzymała spodnie. Przeraźliwie płakała. Mężczyźni zaopiekowali się 11-latką i ruszyli w pościg za „panem z Raczkowa” – jak opisała swojego oprawcę IV-klasistka. Dobrze wiedzieli kim jest.

11-latka chwilę wcześniej bawiła się pod domem pod opieką starszego brata. Podwórko opuściła tylko na chwile, zbierając ze sobą psa na spacer przez pobliską polną drogę. Tam, swoim składakiem jechał właśnie Krzysztof K. Zatrzymał się niedaleko dziewczynki i przedstawił jako znajomy jej taty, któremu chce przekazać coś bardzo ważnego. Niepodejrzewając niczego podeszła do 28-latka, który zachowywał się jakby szukał czegoś, co – jak pomyślała – miałaby zanieść rodzicowi. „Wówczas zaproponował jej, żeby z nim gdzieś poszła” – czytamy w uzasadnieniu wyroku. Gdy odmówiła, chwycił ją za ręce i zatkał dłonią usta, grożąc przy tym, że jeżeli będzie krzyczeć to ją zabije. Zaciekle stawiała opór, gdy ciągnął ją w stronę rosnącego obok poletka zboża. Gdy skończył krzywdzić dziecko, odszedł w stronę roweru, a jego ofiara rzuciła się do ucieczki przez pola.

Do dziewczynki została wezwana karetka pogotowia, która zabrała ją do szpitala w Wągrowcu. Początkowo Krzysztof K. ukrył się w lesie. Po godzinie 22.00 został zatrzymany w miejscu zamieszkania. Usłyszał zarzut „obcowania płciowego w ten sposób, że stosując przemoc fizyczną w postaci przytrzymywania rękoma za ręce, ramiona i szyję pokrzywdzonej oraz grożąc jej pozbawieniem życia, co wzbudziło w małoletniej pokrzywdzonej uzasadnioną obawę realizacji tej groźby, a także stosując wobec pokrzywdzonej podstęp poprzez przekazanie dziecku nieprawdziwej informacji o potrzebie pośredniczenia przez [tutaj imię i nazwisko dziewczynki] we wręczeniu ojcu dziecka bliżej nieokreślonego przedmiotu posiadanego przez Krzysztofa K. – doprowadził [tutaj imię i nazwisko dziewczynki] do stanu bezbronności, a następnie rozebrał małoletnią z odzieży, przewrócił ją na trawiaste podłoże, po czym stosując nadal ww. formy przemocy fizycznej, a nadto przypierając ją ciężarem własnego ciała do ww. podłoża – dotykał ją rękoma w okolicach stref erogennych, tj. w okolicach narządów płciowych, odbytu i piersi oraz doprowadził do odbycia z małoletnią [tutaj imię i nazwisko dziewczynki] stosunku seksualnego oralnego polegającego na wkładaniu penisa Krzysztofa K. do ust pokrzywdzonej oraz usiłował doprowadzić ww. małoletnią do odbycia stosunku seksualnego dopochwowego, próbując wsunąć swojego penisa do pochwy pokrzywdzonej, czego jednak nie dokonał z uwagi na stawiany przez pokrzywdzoną opór, w wyniku czego spowodował u pokrzywdzonej obrażenia ciała w postaci płytkich otarć skóry szyi i barku po stronie prawej, barku i ramienia po stronie lewej, uda prawego po stronie zewnętrznej oraz drobnych pęknięć warg ust po stronie lewej – lewego kącika ust, co naruszyło czynności narządów ciała pokrzywdzonej na czas poniżej 7 dni, przy czym czynu tego dopuścił się będąc uprzednio skazany w warunkach [recydywy] (…), tj. o przestępstwo z art. 197 § 3 k.k. w zw. z art. 197 § 2 kk. i art. 197 § 1 kk. i art. 200 § 1 kk. i art. 13 § 1 kk. w zw. z art. 197 §1 kk. i art. 200 § 1 kk. i art. 157 § 2 kk. w zw. z art. 11 § 2 kk. w zw. z art. 64 § 2 kk.)”.

Gdy stan IV-klasistki na to pozwolił, została przesłuchana w obecności biegłego psychologa, który ocenił jej zeznania jako wiarygodne. Dopiero po zatrzymaniu Krzysztofa K. policjanci w Skokach dowiedzieli się, że podejrzany o zgwałcenie i pedofilię powinien meldować się na ich komisariacie. Jak przyznał przed dziennikarzami TVN24 wągrowski sędzia Jacek Bytner – pismo o tym, że K. ma zgłaszać się na lokalnym posterunku policji, przez niedopatrzenie któregoś z pracowników sądu, nigdy do jednostki w Skokach nie dotarło. Na początku czerwca 2013 roku portal Głos Wielkopolski podał, że o nieprawidłowościach kierownictwo sądu w Wągrowcu poinformowało prezesa Sądu Okręgowego w Poznaniu, który nakazał wyjaśnienie sprawy. „Będzie to trudne, bo kobieta nie pracuje już w wągrowieckim sądzie. Nie orzeka już także sędzia, która wówczas wydawała wyrok” – pisał dziennikarz Arkadiusz Dembiński.

– Możemy mówić o dwóch przypadkach

– mówił sędzia Jarema Sawiński z Sądu Okręgowego w Poznaniu dziennikarzowi z wagrowiec.naszemiasto.pl.

– Pierwszym w 2006 roku, kiedy zapadał wyrok. Zarządzenia z tamtego okresu nie są precyzyjne. Do drugiego przypadku doszło w 2011 roku, kiedy opuszczał zakład karny

– wyliczał. Zarządzenie o policyjnym dozorze miało nie zostać oddane sędziemu do podpisania z powodu niedopatrzeń sekretariatu. Nie można jednak pociągnąć do odpowiedzialności dyscyplinarnej byłego pracownika. Zarządzono także kontrole podobnych spraw w innych sądach.

Proces ruszył w Sądzie Okręgowym w Poznaniu w marcu 2014 roku. Podejrzany zarówno w toku postepowania przygotowawczego, jak i w trakcie postepowania sądowego przyznał się go zgwałcenia 11-latki. Podczas składania wyjaśnień K. przyznał, że gdy zobaczył dziewczynkę na polnej drodze to „coś go naszło” i chciał odbyć z nią stosunek seksualny. Ze szczegółami opisał przebieg zdarzenia, a jego relacja pokrywała się z zeznaniami pokrzywdzonej oraz z jej obrażeniami oraz śladami biologicznymi znalezionymi na jej ciele i bieliźnie. Za winą K. przemawiała także zabrudzenia na jego ubraniach oraz czapka dżokejka, którą zgubił między łanami zboża.

Obrońca Krzysztofa K. adwokat Stanisław Kępiński podnosił, by jego klient trafił nie do więzienia, a do szpitala, gdzie proces leczenia byłyby – zdaniem mecenasa – efektywniejszy. Dla podejrzanego oznaczałoby to najprawdopodobniej dożywocie w takim ośrodku.

Wyrok zapadł już 13 sierpnia 2014 roku. Sąd Okręgowy w Poznaniu uznał Krzysztofa K. winnego wszystkich zarzucanych mu czynów i orzekł karę 15 lat pozbawienia wolności. Sędzia nie znalazł żadnej okoliczności łagodzącej, tym bardziej, że oskarżony działał w warunkach tzw. multirecydywy. Wyrok miał odbywać w systemie terapeutycznym ze względu na stwierdzone u niego zaburzenia preferencji seksualnych. „Mając na uwadze opinie biegłych psychiatrów, seksuologa i psychologa (…), z uwagi na utrwalony, dominujący i wyłączny charakter takich zachowań, prawdopodobieństwo ich powtórzenia jest wysokie” – podkreślił sąd. Wyrok objął również dożywotni zakaz kontaktowania się i zbliżania sprawcy do pokrzywdzonej.

Adwokat oskarżonego złożył apelację, jednak w listopadzie Sąd Apelacyjny w Poznaniu utrzymał wyrok w mocy. Mecenas Stanisław Kępiński określał go mianem jednego z najbardziej surowych wyroków w historii Polski.

„Jako okoliczności obciążające sąd uwzględnił przede wszystkim znaczny stopień społecznej szkodliwości czynu oskarżonego, wyrażający się w zaatakowaniu podstawowych, najbardziej istotnych dóbr prawnych w postaci wolności seksualnej, nietykalności, wolności, życia i zdrowia człowieka, którym w tym przypadku było dziecko, co zasługiwało na szczególne potępienie” – czytamy w uzasadnieniu poznańskiego sądu, który podkreślił także skutki popełnionego czynu, a mianowicie głęboką traumę pokrzywdzonej oraz konieczność pozostawania przez nią pod ciągłą opieką psychologiczną. Po zdarzeniu 11-latka opuściła się w nauce, mimo tego, że wcześniej osiągała bardzo dobre wyniki w szkole. „Była dziewczynką radosną i ufną” – opisują pokrzywdzoną akta sprawy. Po ataku bała się wychodzić sama z domu i „stała się niegrzeczna w stosunku do dorosłych”. Dziś ma 21 lat.

Krzysztof K. w więzieniu ma pozostać do maja 2028 roku.

Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa, a także artykuły, grafiki oraz rysunki objęte są prawami autorskim, które stanowi m.in. o tym, że aby móc je skopiować należy uzyskać zgodę autora lub podmiotu, któremu przysługują do nich majątkowe prawa autorskie oraz uiścić stosowne wynagrodzenie (o ile podmiot uprawniony tego zażąda). Bezprawne kopiowanie i rozpowszechnianie mojej własności intelektualnej jest złamaniem prawa, a więc podlega karze: zaniechaniu naruszania moich autorskich praw majątkowych, usunięciu skutków naruszenia oraz naprawieniu wyrządzonej szkody tj. uiszczeniu odszkodowania pieniężnego (art. 79 ust. 1 pr. aut.).

Moje teksty wrzucam też na Wykop (tu i tu), gdzie w sekcji komentarzy znajdziecie super ciekawe dyskusje. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Powyższy artykuł na wykopkowym Mikroblogu znajdziecie tutaj oraz tutaj.