Umierała za cicho
Poniższy tekst napisałam w sierpniu 2020 roku. Ukazał się także w „Słowie Podlasia”.
• • •
Dni Konia Arabskiego w stadninie Janów Podlaski to doroczne święto miłośników wierzchowców czystej krwi. Na to słynne wydarzenie ciągną ludzie z całej Polski i najodleglejszych zakątków świata. By skorzystać z możliwości obejrzenia zwierząt jeszcze w stajniach, Małgorzata J. z rodzinnego Sandomierza wyruszyła dzień przed rozpoczęciem aukcji. 46-latka końmi pasjonowała się od wczesnych lat dziecięcych – jeździła wierzchem, regularnie zasiadała na widowniach zawodów konnych i bywała na prezentacjach najpiękniejszych ras czy właśnie na janowskich „dniach arabów”. Przez pewien czas udawało jej się nawet łączyć swoje hobby z wyuczonym zawodem fizjoterapeuty, prowadząc zajęcia z hipoterapii – metody rehabilitacji z udziałem koni.
W południe 6 sierpnia 2011 roku, po pokonaniu blisko czterogodzinnej trasy, Małgorzata dotarła na miejsce. Granatowy volkswagen pozostał na zaimprowizowanym na łące parkingu przy głównym wjeździe do stadniny, a kobieta ruszyła pieszo podziwiać ogiery i klacze. Spędziwszy wśród zwierząt całą sobotę, do auta wróciła wieczorem. Podczas krótkiej rozmowy telefonicznej z jednym ze swoich synów, oznajmiła, że zaraz kładzie się spać, by móc od rana korzystać z zorganizowanych przez pobliskie stajnie atrakcji. W trakcie kilkudniowych pokazów w okolicy trudno było znaleźć wolne miejsce w hotelach, a wynajęcie pokoju mogłoby znacznie nadszarpnąć budżet rodziny J. Małgorzata więc, nie zważając na niewygody, planowała spędzić noc na tylnych siedzeniach swojego samochodu. Nie było w tym nic niezwykłego, co roku robiło tak wielu gości stadniny. Jednak tej nocy auto Małgorzaty było jedynym na parkingu w promieniu 150 metrów, w oddali można było dostrzec jeszcze kilka białych namiotów. Kobieta nie bała się jednak. Mimo filigranowej postury niewiele rzeczy ją przerażało, wręcz kochała ryzyko, a samotna noc w aucie nie robiła na niej większego wrażenia. Pewności siebie dodawała jej też sprawność fizyczna, żywiołowe usposobienie i wygrana niedawno walka o życie – dwa lata wcześniej miała poważny wypadek i po czołowym zderzeniu z TIR-em cudem doszła do zdrowia.
W niedzielę już od bladego świtu parking zapełniał się przyjezdnymi oraz krzątającymi się pracownikami stajni i pobliskich knajp. Szykowano się na ważnych gości – w licytacji polskich koni mieli wziąć udział bogaci biznesmeni, szejkowie z krajów arabskich czy perkusista The Rolling Stones z żoną. Od poprzedniego dnia Janów Podlaski gościł także ówczesnego prezydenta Polski Bronisława Komorowskiego. W całym tym pośpiechu, przejęciu i porannej senności, niewielu zwróciło uwagę na otwarte na oścież drzwi od granatowego golfa. Poniżej, na krótko przystrzyżonej trawie, zawinięta w śpiwór leżała Małgorzata. Zdawało się, że twardo śpi. Dopiero z bliska jeden z koniuszych dostrzegł kałużę krwi. Kilka metrów dalej leżał zawinięty w foliowy worek myśliwski nóż.
Po godzinie szóstej rano na miejscu pojawiła się grupa policjantów z ekipy dochodzeniowo-śledczej z Białej Podlaskiej. Śledczy pracowali pod nadzorem bialskiego prokuratora oraz w asyście ekspertów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Nie mieli najmniejszych wątpliwości, że do śmierci kobiety przyczyniły się osoby trzecie. Motyw zabójstwa był jednak niejasny. Nie było widać śladów walki, a w samochodzie wciąż leżał telefon komórkowy, aparat fotograficzny i biżuteria. Pod ciałem Małgorzaty znaleziono jej portfel. Dwie pary butów stały równo przed przednim siedzeniem, a sama ofiara była bosa, jakby chciała opuścić samochód tylko na chwilę. Oprócz niedopałka papierosa nie znaleziono żadnych śladów, które mógł pozostawić potencjalny zabójca.
Mundurowi nie poświęcili zbyt wiele czasu na oględziny miejsca zbrodni i na prośbę Biura Ochrony Rządu szybko uprzątnęli wzbudzające coraz większe zainteresowanie gapiów czarne parawany. Tuż obok miał przejeżdżać bryczką prezydent. Przesłuchano zaledwie kilku pracowników stadniny, a z przebywającymi na miejscu turystami, pracownikami miejscowej restauracji czy hotelu w pobliżu parkingu, nie rozmawiał nikt.
Ciało Małgorzaty przewiezione do bialskiego szpitala, gdzie zabezpieczono je w prosektorium. Sekcja zwłok wykazała osiem ran kłutych w okolicy szyi. Trzy z nich były śmiertelne. Kobieta konała przez kilka godzin, zmarła z wykrwawienia około trzeciej nad ranem. Nie odkryto śladów zgwałcenia ani tak zwanych obrażeń obronnych, które wskazywałyby na walkę z napastnikiem.
. . .
W kilka dni po odnalezieniu martwej Małgorzaty do pogrążonych w rozpaczy bliskich zapukali funkcjonariusze. Zabezpieczono komputer zmarłej oraz przesłuchano jej synów i męża. Zdaniem głowy rodziny policjanci traktowali go jak potencjalnego podejrzanego i mimo jego nieobecności w kraju w noc śmierci żony, sugerowali, że to on mógł być mordercą. Podobne odczucia miała siostra Małgorzaty, którą policjant zapytał wprost, czy to ona zabiła.
Do rodziny zamordowanej pisało i dzwoniło wiele osób, które przebywały w okolicach janowskiej stadniny w feralną noc, ale nie zostały przesłuchane przez funkcjonariuszy. Opowiadali o mężczyźnie, który pod wpływem alkoholu lub narkotyków, głośno się w tym czasie awanturował. Miał mieć pretensje do jakiejś kobiety. Z kolei według relacji pracownicy pobliskiego baru, ta sama osoba zachowywała się agresywnie i zaczepiała gości, przez co została wyproszona z lokalu. Wiadomo było też, że podejrzany osobnik opuścił stadninę wyjściem przy Alei Krzyształowicza, a obok stał samochód zmarłej. Mieszkańcy Janowa Podlaskiego byli przekonani, że był to ktoś przyjezdny.
Mówił, że musi kogoś zabić dzisiaj
– twierdził jeden ze świadków.
Jestem na 98 procent przekonany, że to był on.
Rano, mężczyzna miał znów pojawić się w barze, a na wieść o odnalezieniu zwłok – zostawić niedopitą kawę i szybko wyjść.
Blisko miesiąc po śmierci Małgorzaty policja opublikowała portret pamięciowy, który miał przedstawiać podejrzanego. Jednak zdaniem jednej z pracownic baru, w którym był widziany, osoba z rysunku nie przypominała poszukiwanego. Według kobiety tamten miał wąsy i bardziej pociągłą twarz, niż ta przedstawiona przez policyjnego rysownika.
Z zabezpieczonego w pobliżu zwłok niedopałka papierosa laboranci wyodrębnili profil DNA mężczyzny. Osoby z portretu jednak nikt nie rozpoznał i nie udało się ustalić, czy to właśnie on palił papierosa w pobliżu auta Małgorzaty.
W maju 2012 roku prokurator umorzył śledztwo z powodu „braku znamion czynu zabronionego”. Uznano, że Małgorzata nie padła ofiarą morderstwa, a popełniła samobójstwo. W uzasadnieniu czytamy, że decyzja prokuratora znajduje odzwierciedlenie w zebranym materiale dowodowym, który wskazuje na to, że 46-latka sama zadała sobie kilka ciosów nożem w szyję. Zdaniem biegłych, na samobójstwo wskazuje systematyczne umiejscowienie ran i brak obrażeń świadczących o tym, że kobieta się przed kimś broniła. Wzięto pod uwagę także to, że Małgorzata konała przez kilka godzin, w trakcie których miała nie wzywać pomocy. Zdaniem prokuratury, nikt nie słyszał jej wołań, przyjęto więc, że umierała w ciszy, by nikt nie próbował jej ratować.
Prokuratura uznała, że powodem decyzji Małgorzaty miały być długi. Podczas śledztwa ustalono, że w 2005 roku kobieta zaciągnęła dwadzieścia cztery kredyty na różne kwoty. Ich łączna wartość opiewała na 98 000 zł. Rodzina kobiety nie wiedziała o pożyczkach, nie wiadomo było także, na co potrzebowała tak wielkiej sumy, a pieniądze dosłownie się rozpłynęły. W niedługim czasie przed śmiercią J. zawarła także umowy o ubezpieczenia na życie w aż pięciu różnych firmach. W przypadku samobójstwa odszkodowanie dla rodziny nie byłoby wypłacone, dlatego, zdaniem prokuratury Małgorzata upozorowała swoje morderstwo.
Decyzja prokuratury zbulwersowała opinię publiczną oraz rodzinę zmarłej. Mimo licznych zażaleń, postępowanie nie zostało ponownie podjęte.
. . .
Bliscy Małgorzaty do dziś nie zgadzają się z decyzją prokuratury i są przekonani, że osoba odpowiedzialna za śmierć ich ukochanej siostry, żony i matki wciąż chodzi wolno i jest niebezpieczna. Mają też żal do organizatorów Dni Konia Arabskiego, że nie zabezpieczyli terenu stadniny tak, by mogli czuć się tam bezpiecznie zwykli ludzie, nie tylko największe osobistości z Polski i zagranicy.
Mężczyzny z portretu pamięciowego nie odnaleziono do dziś. Na stronie internetowej policji w archiwalnym artykule widnieją dwa opisy poszukiwanego. Zgodny w nich jest wiek pomiędzy 40 a 50 lat, wzrost od 170 do 179 cm, szczupła budowa ciała, ciemne krótkie włosy i ciemna koszulka w poziome paski. Mężczyzna ten mógł być ważnym świadkiem i posiadać istotne w śledztwie informacje, dlatego też apelujemy do osób, które mogą wiedzieć kim był, o kontakt z policją. Jeżeli posiadają Państwo jakiekolwiek informacje o tym, co stało się w nocy z 6 na 7 sierpnia 2011 roku w Janowie Podlaskim, również prosimy o kontakt z policją.
W przypadku nowych informacji śledztwo mogłoby zostać wznowione, a rodzina Małgorzaty J. mogłaby albo otrzymać niepodważalny dowód, że wnioski prokuratury były słuszne i pogodzić się z decyzją swojej ukochanej matki, żony i siostry, albo móc spojrzeć w oczy mordercy, który po latach poniósłby karę za swoją zbrodnię.
• • •
Informacje z prasy, które zawarłam w tym tekście, pochodzą stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd, stąd i stąd.
Swoje teksty wrzucam też na Wykop (tu i tu), gdzie w sekcji komentarzy znajdziecie super ciekawe dyskusje. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Powyższy artykuł na wykopkowym Mikroblogu znajdziecie tutaj.