Z LUBIEŻNOŚCI

Wampir z Kowar



Cwel, cwel!


– wołali za Adasiem koledzy na podwórku. Był szkolnym popychadłem, trzymał się zawsze na uboczu. Rodzice chłopca nadużywali alkoholu, a ojciec znęcał się nad rodziną. Zgwałcił syna, kiedy ten miał sześć lat. Mniej więcej wtedy w domu Zachwiejów przyszło na świat drugie dziecko, też chłopiec. Bracia wielokrotnie byli świadkami, jak pijany ojciec bił ich matkę. Oni również dostawali regularne lanie i często chodzili głodni. Matka dowiedziała się o gwałcie cztery lata później, nie zrobiła jednak nic, by udzielić synowi pomocy psychologicznej. Małżeństwo się rozpadło, ojciec za przemoc w rodzinie spędził kilka lat w więzieniu, a po jego powrocie do rodzinnych Kowar Adaś rzadko go widywał, czasem tylko mijając nieprzytomnego gdzieś pod sklepem. Nawet diagnoza nowotworu nie sprawiła, że skończył z nałogiem. Pił do samej śmierci.

Kiedy Adam miał 10 lat, razem z bratem trafili do domu dziecka. Po ośmiu miesiącach pobytu w ośrodku znów zamieszkali z matką. Niedługo po tym kobieta związała się z innym mężczyzną, a rodzeństwo chłopca powiększyło się o dwie przyrodnie siostry. Niewiele to jednak zmieniło w życiu rodziny. Nowy partner kobiety miał za sobą kryminalną przeszłość i także za kołnierz nie wylewał. Wraz z konkubiną urządzał zakrapiane imprezy i awantury na oczach dzieci.

W 1985 roku Adam skończył 12 lat. Lekko upośledzony i jąkający się nastolatek miał poważne problemy z nauką. Kilkakrotnie nie zdawał do następnej klasy. W tym samym roku ciotka usiłowała odbyć z nim stosunek seksualny. Próba nie powiodła się, ale rozbudziła w dorastającym chłopcu coraz większe zainteresowanie seksem. Podglądał koleżanki w szkolnej toalecie i masturbował się do stojącej na telewizorze lalki barbie. Od 16 roku życia zaczął chodzić do lasku oddalonego około półtora kilometra od domu i tam, na drodze z Bukowca do Kowar, obnażał się przed napotkanymi kobietami. Ich strach nie pomógł mu w kontaktach z płcią przeciwną, do której nie miał śmiałości podejść w normalniejszych okolicznościach. Fantazjował, że kiedyś jakaś kobieta zobaczy jego penisa we wzwodzie i zaproponuje mu stosunek.


W wieku 18 lat Adam po raz pierwszy uprawiał seks z kobietą. Była to dużo starsza od niego koleżanka jego matki. Później wielokrotnie odbywał stosunki z innymi alkoholiczkami i kobietami z marginesu społecznego. Sam nadużywał alkoholu, po którym stawał się nieobliczalny. Rzucał wszystkim, co wpadło mu w ręce, bił członków rodziny i był agresywny do tego stopnia, że domownicy odizolowali go od siebie w osobnym pokoju.

Po wielu trudnościach chłopak zdobył wykształcenie podstawowe w Ochotniczym Hufcu Pracy i zamieszkał w załatwionej mu przez matkę i ojczyma kawalerce, którą szybko zamienił w pijacką melinę. Nie było tam bezpiecznie – pewnego razu na przykład, na jednej z zakrapianej imprez, Adam usiłował wyłudzić od jednego ze swoich gości pieniądze, przypalając go żelazkiem. Regularnie napadał też na przechodniów, był karany za kradzieże i włamania. Więzienie nie robiło na nim większego wrażenia i każdorazowo po wyjściu na wolność nie zmieniał trybu życia. Tylko raz, przez krótki czas można było zauważyć, że pod wpływem znajomości ze Świadkami Jehowy przeszedł metamorfozę. Szybko jednak powrócił do swoich dawnych przyzwyczajeń i szemranego towarzystwa. Utrzymywał się z kradzieży, środków z Miejskiego Ośrodka Pomocy i z prac dorywczych. Wszystko wydawał na alkohol. Miał żal do matki, która nie zrobiła nic z faktem molestowania go przez ojca. Wielokrotnie usiłował popełnić samobójstwo, okaleczał się, a widok własnej krwi sprawiał mu przyjemność.

W czerwcu 2000 roku w „swoim” lasku Adam napadł na kobietę. 27-latek zagroził jej nożem i okradł. Został skazany na pięć i pół roku więzienia, które opuścił warunkowo sześć miesięcy przed końcem kary. Podczas pobytu w zakładzie karnym był leczony na oddziale dla osób z zaburzeniami osobowości. Po wyjściu na wolność zamieszkał u mężczyzny, który dawał mu papierosy i jedzenie, w zamian za możliwość zaspokajania Adama oralnie. Zachwieja miał już wcześniej podobną relację z jednym ze współosadzonych.

Przebywając na warunkowym przedterminowym zwolnieniu pod nadzorem kuratora, Adam zmienił swój tryb życia – wstąpił do klubu AA, ograniczył picie oraz kontakty z innymi alkoholikami, zatrudnił się także jako pracownik fizyczny w firmie budowlanej. Z czasem otrzymał malutkie mieszkanie komunalne w centrum Kowar, a dzięki umowie o pracę kupił sobie meble na raty. Zaczął prowadzić samotniczy tryb życia, a sąsiedzi nie mieli do niego żadnych zastrzeżeń. Można było odnieść wrażenie, że zapomniano o jego przestępczej przeszłości.

21 czerwca 2007 roku Adam był na zmianie z dużo lepszym pracownikiem od siebie, co bardzo godziło w dumę 34-latka. Wychowany w patologicznej rodzinie, miał niskie mniemanie o sobie, przez co był bardzo przewrażliwiony na swoim punkcie, łatwo się zrażał i permanentnie czuł się traktowany jak ktoś gorszy. Tak też było tego dnia – Adam uznał, że jest mniej ważny od swojego bardziej kompetentnego kolegi i zdenerwowany wyszedł wcześniej z pracy. W takich sytuacjach powracały do niego demony przeszłości i mężczyzna czuł, że jego życie, jak i on sam, nie jest wiele warte. Postanowił popełnić samobójstwo. Połknął 30 tabletek Ketonalu i poszedł na pobliską łąkę, gdzie stracił przytomność. Znalazł go przypadkowy przechodzień i wezwał karetkę. Adam został przewieziony do szpitala, gdzie poczuwszy się lepiej, po kilku godzinach uciekł do lasku. Już sama myśl o miejscu, w którym obnażał się przed kobietami, wprawiła go w podniecenie. Tego dnia był wyjątkowo napalony i pragnął się jak najszybciej zaspokoić. Mimo tego, że od dłuższego czasu sypiał regularnie z pewną chorą umysłowo, starszą od siebie kobietą, która znana była w okolicy z nadpobudliwości seksualnej, Adam postanowił ulżyć sobie, napadając na przypadkową osobę.

Dochodziła trzynasta, gdy drogą obok lasku przechodziła Dorota K.-Z. 42-latka wracała ze szpitala w Bukowcu, gdzie odwiedziła chorującą matkę. Sama też nie była najlepszego zdrowia, przebywała na rencie i leczyła się na astmę. Adam zaszedł jej drogę, zaczął dusić i powalił ją na ziemię. Wciąż trzymając kobietę za szyję, powlókł ją w ustronne miejsce, gdzie zażądał stosunku. Kobieta stawiała opór, więc znowu zaczął ją dusić, aż straciła przytomność. Omdlałą dotykał, całował i wkładał palce do pochwy. Gdy skończył wytryskiem na jej ciało, nie zdejmując uścisku z szyi, podniósł pobliski kamień. Uderzał ją nim po głowie i tułowiu, łamiąc żebra, czaszkę, nos i rozkawałkowując kości twarzoczaszki. Gdy Dorota nie dawała już oznak życia, przeszukał jej torebkę i wyciągnął z portfela 42 złote. Ciało wrzucił do betonowej studzienki rewizyjnej, zasypał gałęziami i poszedł do domu. Tam znów usiłował otruć się tabletkami, po których dostał tylko niestrawności.

Dorota K.-Z.

Dorota K.-Z. na co dzień mieszkała z dwoma pełnoletnimi już synami, którzy w chwili jej morderstwa przebywali u rodziny w sąsiedniej miejscowości. Chłopcy zauważyli zniknięcie matki dopiero po 10 dniach od jej śmierci, gdy wrócili do domu w Kowarach. Zaniepokoiła ich niedopita herbata na stole i relacja sąsiadów, że nie widzieli Doroty od kilku dni. Wtedy zawiadomili policję i rozpoczęto poszukiwania.

6 lipca 2007 roku wciąż nie odnaleziono ciała 42-latki. Tego dnia pracodawca Adama Zachwiei zlecił mu zamontowanie brodzika. Zadanie przerosło mężczyznę, co go bardzo poruszyło. Zdenerwowany swoim niepowodzeniem, opuścił plac budowy i udał się do lasku. Mimo tego, że po ostatnim morderstwie odczuwał przygnębienie i strach, postanowił, że znów rozładuje swoje napięcie, napadając na losową kobietę.

Ewa E. od 20 lat pracowała przy nawijarce kolorów w Fabryce Dywanów Kowary. Tego letniego dnia szykowała się na drugą zmianę. Nie czuła się najlepiej i do ostatniej chwili rozważała wzięcie wolnego. Ostatecznie spakowała kanapki, pożegnała się ze swoim partnerem i ruszyła tą samą trasą co zawsze. Droga obok lasku była często uczęszczana przez mieszkańców okolicy, głównie przez pracowników szpitala w Bukowcu i Fabryki Dywanów. Tego dnia Ewa do zakładu jednak nie dotarła. Przed godziną czternastą, drogę 41-latce zaszedł Zachwieja. Zaczął ją dusić i uderzać pięścią w nos. Dotkliwie ją pobił, celował głównie w okolice twarzy i głowy, ściskał jej szyję tak mocno, aż złamał kość gnykową i zerwał więzadła kręgosłupa na wysokości szyi. Nieżywą zaciągnął w pobliskie zarośla. Tam rozebrał ciało. Dotykał je, wkładał palce do pochwy i odbytu, onanizując się przy tym. Gdy wytrysnął na martwą Ewę, przeszukał jej torebkę i wyjął w portmonetki trzy złote i pięćdziesiąt groszy. Zwłoki wrzucił do tej samej starej studzienki, w której spoczywała już Dorota.

Ewa E.

Dwie godziny po morderstwie, kilku mieszkańców Kowar widziało Adama w zakrwawionych ubraniach, jak prosił o papierosa pod sklepem. Nikt jednak nie podejrzewał, że w małym, spokojnym miasteczku, gdzie wszyscy się znają, może mieszkać ktoś, o kim niczego nie wiedzą.

Partner Ewy E. zaniepokoił się, gdy nie wróciła do północy i nie można się było do niej dodzwonić. Nigdy jej się to nie zdarzało. Gdy po telefonie do rodziców konkubiny utwierdził się w obawach, że kobiety nie ma u krewnych, bezzwłocznie zawiadomił policję. Rozpoczęły się poszukiwania. Bliscy zaginionej przeszukali okolice trasy, którą przez 20 lat Ewa przemierzała do pracy. Dzień po jej zaginięciu, późnym wieczorem, w gęstych zaroślach natrafili na studzienkę przykrytą ciężką betonową płytą. Odsunęli wieko. W mule i błocie dostrzegli nagie, zakrwawione ciało kobiety w zielonych tenisówkach. To po nich rodzice 41-latki rozpoznali córkę. Przybyli na miejsce policjanci i strażacy, stwierdzili, że odór wydostający się ze studni świadczy o bardzo posuniętym rozkładzie zwłok, więc nie mogła być to zaginiona zaledwie wczoraj kobieta. Podczas wydobywania ciała Ewy, okazało się, że leży pod nią druga kobieta.

Zdjęcia z akt policyjnych.

Zachwieja został zatrzymany w swoim miejscu zamieszkania już 8 lipca. Nie stawiał oporu. Jako podejrzanego wytypował go policjant z sekcji kryminalnej Komendy Miejskiej Policji w Jeleniej Górze, który wcześniej pracował w policji w Kowarach. Śledczy od razu zakładał, że sprawcą musi być ktoś, kto bardzo dobrze zna okolice. Kojarzył Adama jako miejscowego dziwaka, na którego niejednokrotnie skarżyły się mieszkanki miasta. Mundurowy nieraz odbierał skargi na ekshibicjonistyczne zapędy podejrzanego. Podczas pierwszego przesłuchania Adam przyznał się do winy. Mówił wprost, że chciał zabić te kobiety, że myślał o tym wcześniej i po prostu poszedł to zrobić. Okazywał skruchę, a według relacji jednego z policjantów, widać było, że jest mu żal i wstydzi się swoich czynów. Następnego dnia po zatrzymaniu odbyła się wizja lokalna z jego udziałem. Usłyszał też zarzut podwójnego zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem z motywacji zasługującej na szczególne potępienie oraz rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia.

Mimo wcześniejszych wyroków, Zachwieja miał w Kowarach opinię spokojnego i nikt nie uważał go za osobę potencjalnie niebezpieczną. Miasteczko zaczęło kipieć od plotek. Ludzie powtarzali między sobą, że w okolicy zaginęło dużo więcej kobiet i niedługo wyjdzie na jaw, że ofiar „Wampira z Kowar”, jak zaczęto nazywać Zachwieję, jest dużo więcej. Spokój i poczucie bezpieczeństwa mieszkańców zostały zburzone. Żądali dla oprawcy kary śmierci.

Po rozejściu się wieści o morderstwach na policję zgłosiła się kobieta, która twierdziła, że pomiędzy 4 a 6 lipca 2007 roku, niedaleko Fabryki Dywanów widziała podejrzanego mężczyznę. Przyglądał jej się z zarośli obok drogi z Bukowca do Kowar. Gdy zaczął biec w jej stronę, zaczęła uciekać i na szczęście nie udało mu się jej dogonić. Kobieta nie pochodziła z okolicy i nie znała Zachwiei, rozpoznała go jednak jako niedoszłego napastnika podczas okazania przez weneckie lustro. Podejrzany zaprzeczył, że to on biegł za kobietą, mimo tego, że wcześniej ujawnił już wszystkie szczegóły morderstw Doroty K.-Z. i Ewy E.

Wydanie „Serwisu Informacyjnego” z 9 lipca 2007 roku. Wiele w nim sprzeczności i pomyłek.

. . .

Adam Zachwieja twierdził, że wcześniej nie planował popełnionych przestępstw. Myśli o nich zrodziły się dopiero w dniach ataków na kobiety, gdy poczuł się sfrustrowany i chciał rozładować skumulowane napięcie. Mówił, że gdyby to wszystko wcześniej obmyślał, zabrałby ze sobą łopatę do zakopania ciał.



Ja nie potrafię sobie tego wytłumaczyć, że miałem zamiar je zabić


– tłumaczył.



On powstał dość nagle, chyba jeszcze w tym dniu. To taka chora furia.

Miał wyrzuty sumienia po każdym z morderstw i było mu wstyd, ale twierdził, że nie miał odwagi przyznać się komuś do tego, co zrobił.



Mnie nie chce się żyć, nie mam potrzeby życia

– żalił się.



Stwierdziłem to nawet wtedy, gdy nie miałem zarzutów, toteż nie widziałem przyszłości w życiu osobistym i prywatnym.

Biegli stwierdzili u Zachwiei osobowość dyssocjalną. Jego rozwój intelektualny ocenili jako niedorozwój umysłowy, 80 w skali Wechslera1. W trakcie popełniania zbrodni był poczytalny.

. . .


Adwokat Adama Zachwiei usiłował bronić klienta, tłumacząc jego zbrodnie dorastaniem w patologicznym domu. Trudne dzieciństwo mężczyzny wzbudziło nawet litość w matce zamordowanej Ewy E.:



Jest mi go szkoda jako człowieka, ale zabrał mi jedyną córkę.


Sędzia Andrzej Kot stwierdził jednak:



Negatywne warunki środowiska, w których oskarżony dorastał, nie są żadnymi okolicznościami łagodzącymi. Tym bardziej, że wcześniejsze kary pozbawienia wolności nie przyniosły żadnych rezultatów w postawie oskarżonego.


Zarówno traumatyczne przeżycia, jak i wyrażona skrucha i przyznanie się do winy, nie stanowiły w tej rozprawie okoliczności łagodzących. Sędzia nie wziął pod uwagę także tego, że Zachwieja od początku współpracował z policją i był głównym źródłem dowodowym, dzięki któremu śledczy ustalili dokładny przebieg zbrodni.

3 grudnia 2008 roku w Sądzie Okręgowym w Jeleniej Górze zapadł wyrok. Za podwójne zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i z motywacji zasługującej na szczególne potępienie, zgwałcenie ze szczególnym okrucieństwem dwóch kobiet oraz dokonanie na nich rozboju, co było działaniem w recydywie, Adam Zachwieja został skazany na dożywotnie pozbawienie wolności z możliwością ubiegania się o przedterminowe warunkowe zwolnienie po odbyciu 30 lat orzeczonej kary.

Obrońca oskarżonego zaskarżył wyrok i domagał się kary łącznej 25 lat pozbawienia wolności. Mimo to, w marcu 2009 roku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu utrzymał wyrok Sądu niższej instancji w mocy.

Adam Zachwieja, zdjęcie z akt policyjnych.

. . .

W 2016 roku z Adamem Zachwieją przeprowadziła wywiad psycholog śledcza Justyna Poznańska. Osadzony w Zakładzie Karnym w Wołowie, na łamach programu „Skazani: Wyznania zza krat” opowiadał, że nikt go tutaj nie odwiedza, bo jego rodzina z Kowar nie ma jak pokonać tak dalekiej trasy. Twierdził, że nie obwinia swojej matki za swój los. Ma z nią bardzo dobry kontakt, dzwoni do niej prawie codziennie. Opowiadał, że kobieta wychowuje swojego ośmioletniego wnuka, syna jednej z przyrodnich sióstr Adama. Żal mu tego chłopca.

Zdaniem Zachwiei, dożywocie to niesłuszny wyrok. Uważa, że 30 lat więzienia byłoby optymalną karą za podwójne zabójstwo. Gdy psycholog pytała o szczegóły zbrodni, zasłaniał się niepamięcią i tym, że minęło już wiele lat. Mówił, że było to zbyt brutalne zdarzenie, by mógł sobie je przypominać i nie zwariować.

Adam Zachwieja ma aktualnie 47 lat. Wyjść na wolność w ramach przedterminowego warunkowego zwolnienia, będzie mógł najwcześniej w 2037 roku.



Chciałbym być spokojnym człowiekiem


– odpowiedział na pytanie, jak by wyglądało jego życie, gdyby wyszedł z więzienia.



Takim… Po prostu… Przełożyć to co kiedyś… Bo byłem spokojny. Rodzinie nic nie zrobiłem, ani sąsiadom, tylko tam gdzieś „poszłem”, no i wiadomo…


– jąkał się.



Wyjść, spotkać się z rodziną na wolności i tam umrzeć.

Adam Zachwieja w 2006 roku, kadr z programu „Skazani: Wyznania zza krat”.

. . .

Niedaleko miejsca, gdzie odnaleziono ciała Doroty K.-Z. oraz Ewy E. wisi dziś niewielki krzyż. Studzienka znajduje w zaroślach za przyozdobionym drzewem.

. . .

1 Skala Wechslera – skala testu psychologicznego znormalizowana tak, aby średnia w populacji wynosiła 100, odchylenie standardowe 15. W skali jest 120 jednostek (Wikipedia)

• • •

Tekst powstał w oparciu o zanonimizowany wyrok, który dostałam od Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze oraz wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu wraz z uzasadnieniem. Użyłam także informacji z książki Łukasza Wrońskiego „Seryjni i wielokrotni mordercy. Profilowanie psychologiczne i psychogeograficzne”, 4 odcinka 1 sezonu programu „Prawda o zbrodni” oraz 2 odcinka programu „Skazani: Wyznania zza krat”. Informacje z prasy, które zawarłam w tym tekście, pochodzą stąd, stąd, stąd, stąd, stąd i stąd.

Swoje teksty wrzucam też na Wykop (tu i tu), gdzie w sekcji komentarzy znajdziecie super ciekawe dyskusje. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Powyższy artykuł na wykopkowym Mikroblogu znajdziecie tutaj.

Wszystkie zdjęcia mojego autorstwa, a także artykuły, grafiki oraz rysunki objęte są prawami autorskim, które stanowi m.in. o tym, że aby móc je skopiować należy uzyskać zgodę autora lub podmiotu, któremu przysługują do nich majątkowe prawa autorskie, oraz uiścić stosowne wynagrodzenie (o ile podmiot uprawniony tego zażąda). Bezprawne kopiowanie i rozpowszechnianie mojej własności intelektualnej jest złamaniem prawa, a więc podlega karze: zaniechaniu naruszania moich autorskich praw majątkowych, usunięciu skutków naruszenia oraz naprawieniu wyrządzonej szkody tj. uiszczeniu odszkodowania pieniężnego (art. 79 ust. 1 pr. aut.).